Są takie momenty w roku, które z założenia mają być doładowaniem akumulatorów. Czas wolny od pracy, bez obowiązków, pełen słońca, luzu i swobody. Brzmi idealnie, prawda? A jak jest w rzeczywistości? Czasem dokładnie odwrotnie – zamiast zyskać energię, tracimy ją w przyspieszonym tempie.
Wakacje, urlopy, święta czy nawet długie weekendy – każdy z tych okresów ma w teorii nas regenerować, a często zostawia po sobie rozregulowany sen, więcej kilogramów niż wspomnień i… tę dziwną mgłę w głowie.
Teraz właśnie mamy ten czas: wrzesień. Dla wielu – drugi Nowy Rok. Jedni jeszcze trzymają w dłoni ostatnie promienie lata i czują luz, inni już wchodzą w tryb jesiennego znużenia, nostalgii i „trudnych powrotów”.
I tu zaczyna się ciekawa część – nasze oczekiwania kontra rzeczywistość. Bo często planujemy: „Naładuję baterie, wrócę lekka, pełna energii”, a wracamy… i mamy wrażenie, że ktoś odciął nam prąd.
Brzmi znajomo? To nie jest odosobniony przypadek – wręcz przeciwnie, powtarza się jak wakacyjny refren. Każda z nas miała choć raz taki scenariusz: plany były piękne, a wyszło… no właśnie.
Magda, 42 lata, dwa tygodnie w Chorwacji. Jeszcze przed wyjazdem powtarzała: „Wrócę jak nowa – wyspana, opalona, lekka!”. Plan był idealny: książki, świeże owoce i warzywa, spacery o wschodzie słońca, zdrowe śniadania, witamina D i dużo snu.
Rzeczywistość? Śniadanie w hotelu kończyło się zawsze dodatkowym rogalikiem „bo przecież wakacje”. W ciągu dnia kawa za kawą, żeby nadążyć za rodziną, a wieczorem winko do kolacji… i jeszcze jedno na tarasie, „bo przecież tak rzadko mamy czas pogadać”. Z planowanego wczesnego chodzenia spać zrobiło się siedzenie do pierwszej w nocy – rozmowy, scrollowanie zdjęć i „jeszcze jeden odcinek, bo jutro i tak nie musimy wcześnie wstawać”.
Spała mniej niż w pracy, jadła więcej niż w święta. Ruch? Spacer do lodziarni i szybkie zakupy w lokalnym markecie. Słońce zamiast dodać energii, wyssało ją jak baterię, a organizm dostał więcej cukru niż w grudniu.
Po powrocie czuła się jak balon po imprezie – niby cały, ale powietrza brak. Waga +2 kg, motywacja – zero, a w głowie zamiast świeżości – mgła. Najgorsze jednak nie były zaległości w pracy, tylko to uczucie, że zamiast naładować baterie, rozładowała je do czerwonego i teraz potrzebuje urlopu… po urlopie.
Nie zrozum mnie źle – wakacje są potrzebne. Twój organizm lubi powtarzalność, regularność i poczucie rytmu. Dzięki temu wie, kiedy ma odpoczywać, a kiedy działać na pełnych obrotach. Dlatego nie przepada za:
Efekt? Spadek energii, brak chęci, frustracja. Ale spokojnie – nie jesteś sama, każda z nas zna ten scenariusz.
Zamiast obwiniać się za każdy rogalik, lampkę prosecco czy zbyt długie wieczory, spróbuj podejść do tego jak do doświadczenia, z którego możesz coś wynieść. Coaching nie pyta „dlaczego znowu zawaliłaś?”, tylko „czego to może Cię nauczyć?”.
Oto pytania, które warto sobie zadać, zanim wpadniesz w wir postanowień „od poniedziałku”:
To jest właśnie sedno diet coachingu – nie kara, nie wyrzuty, tylko świadome spojrzenie na to, co było, i decyzja, co zrobić z tym dalej.
Po tych pytaniach czas przejść do praktyki. Oto sposoby, które naprawdę działają – małe kroki, które możesz wprowadzić już dziś, żeby odzyskać energię, spokój i motywację:
W medycynie chińskiej uważa się, że ciepłe posiłki rano są fundamentem energii Qi i zdrowia. Zimne jedzenie czy napoje mogą osłabiać trawienie i spowalniać „spalanie energii” w organizmie.
Niektóre zegarki mają też funkcję przypominania o ruchu co godzinę, co dodatkowo ułatwia wprowadzenie tego nawyku
Pamiętaj, żeby drzemka nie była dłuższa niż 12 minut – dłuższy sen może rozregulować nocny rytm i sprawić, że obudzisz się bardziej zmęczona niż przed nią.
Do wody możesz też dodać plasterek imbiru, limonki czy ogórka – to prosty sposób na orzeźwienie i dodatkowy zastrzyk witamin.
Zaczekaj 60–90 minut po przebudzeniu, zanim sięgniesz po kawę. Kortyzol naturalnie „budzi” Twój organizm, a kawa w tym czasie tylko przepala energię zamiast ją wzmacniać.
Ciężki, późny posiłek wieczorem może rozregulować Twój sen i zaburzyć regenerację po wakacjach. Staraj się, aby ostatni większy posiłek był min. 2–3 godziny przed snem. Lekka, zbilansowana kolacja – np. warzywa + białko – pozwoli Ci rano obudzić się pełną energii.
Po urlopie ciało i umysł mogą być zmęczone, a stres odbiera energię. Co 2–3 godziny poświęć 1–2 minuty na głębokie, świadome oddechy (np. 4–7–8: wdech 4 sekundy, wstrzymanie 7 sekund, wydech 8 sekund). To szybki „reset” dla układu nerwowego i przypływ energii – bez kawy.
Niektóre z powyższych trików mogą wydawać się oczywiste – i to dobrze! Przypominanie sobie prostych zasad często działa lepiej niż kolejne nowości. Nie musisz wprowadzać wszystkich naraz – wybierz te, które najbardziej Ci odpowiadają, nawet jeśli będzie to tylko jeden mały krok.
Pamiętaj: mały krok zrobiony jest lepszy niż duży, o którym tylko się mówi. To podejście w pełni wpisuje się w metodę Kaizen – filozofię ciągłych, drobnych zmian, które w dłuższej perspektywie prowadzą do trwałej poprawy zdrowia, energii i samopoczucia.
Nie potrzebujesz wielkich rewolucji ani drastycznych zmian, żeby odzyskać energię po wakacjach. Kaizen uczy, że liczą się drobne, codzienne kroki – jeden mały ruch, jedno świadome oddechnięcie, jeden zdrowy posiłek więcej w ciągu dnia.
Efekt? Stopniowo budujesz nowy rytm, który nie przytłacza, nie frustruje i przede wszystkim działa. To metoda dla tych, które chcą zmieniać nawyki trwale, a nie tylko na tydzień.
Bo mały krok wykonany dzisiaj jest lepszy niż planowany „duży start” jutro.
Spróbuj już dziś – wybierz jeden trik, jeden mały krok, wprowadź go w życie i obserwuj, jak Twoja energia i motywacja rosną. Zaskakujące, jak niewiele trzeba, żeby poczuć różnicę!
Zauważ, że jeden mały krok w jednym obszarze może wprowadzić pozytywne zmiany w całym Twoim życiu – nie lekceważ drobnych zmian, bo to, co zmienisz w jednym miejscu, często oddziałuje na wiele innych. I właśnie tutaj wkracza metoda Kaizen – japońska filozofia, która pokazuje, jak krok po kroku odzyskać energię, spokój i równowagę po urlopie, bez wielkiego wysiłku i frustracji.
Kaizen to japońska filozofia ciągłego, drobnego doskonalenia. Słowo pochodzi od „kai” (zmiana) i „zen” (dobry, na lepsze). Idea jest prosta: zamiast wielkich, wyczerpujących zmian – małe, codzienne kroki, które z czasem dają ogromny efekt.
Narodziła się w japońskich zakładach produkcyjnych po II wojnie światowej (Toyota jest jej ikoną), ale z czasem weszła w biznes, zarządzanie, rozwój osobisty, zdrowie i… życie codzienne.
Po urlopie zwykle wracamy rozregulowani: sen rozjechany, posiłki chaotyczne, ruch minimalny. Zamiast katować się od poniedziałku „pełnym planem naprawczym”, wdrażaj mikro-kroki:
Bo po urlopie często mamy efekt: „od jutra wszystko zmieniam!” – dieta, siłownia, 5:00 pobudka. Po 3 dniach jesteś zmęczony bardziej niż w pracy przed urlopem. Kaizen omija tę pułapkę.
Działa trochę jak „rozruch organizmu po postoju” – nie szarpiemy, tylko uruchamiamy silnik powoli.
Hasło, które warto zapamiętać:
„Lepiej codziennie 1% lepiej, niż raz 100% i się wypalić.”
Więcej o tej metodzie w książce. Polecam!
Nie chodzi o wielkie zmiany. Chodzi o mikroruchy, które odczarowują powakacyjną „śpiączkę” i przywracają poczucie steru w dłoni. Właśnie tak działa diet coaching – zaczynasz od małego, a budzisz wielką moc.
Prawda jest taka: wakacje nie ładują energii same z siebie. Ładuje ją to, jak traktujesz siebie na co dzień – i jak myślisz o tych drobnych, codziennych wyborach. Jeśli czytasz ten tekst i widzisz w nim kawałek siebie, to znak, że warto coś zmienić.
W diet coachingu nie chodzi o zakazy i rewolucje – chodzi o ciebie, twoje realne życie i nawyki, które naprawdę mają sens.
Jeśli czujesz, że po wakacjach energia gdzieś ci uciekła, zapraszam cię na sesję coachingową. Razem znajdziemy twoje „mikrotriki”, które przywrócą ci siłę, spokój i chęć do działania – nie tylko na tydzień, ale na dobre.
Wrzesień to nie kara za wakacje. To szansa, żeby przestać naprawiać szkody i zacząć odzyskiwać siebie. Od czego zaczniesz? Jeden mały „tak dla energii” dzisiaj – i już jesteś dalej niż wczoraj.